10 pojęć, które musisz poznać, zanim zaczniesz studia
04.08.2019

10 pojęć, które musisz poznać, zanim zaczniesz studia

autor
Najdłuższe w życiu wakacje trwają w najlepsze, ale ty i tak zaczynasz już zastanawiać się, jak to będzie na studiach? Tworzysz w głowie wizje, w których z fascynacją w oczach siedzisz zasłuchana w wykład z przedmiotu, którego nazwy w tym momencie jeszcze nie jesteś jeszcze w stanie rozszyfrować? Z niecierpliwością czekasz, aż dostaniesz swój plan zajęć, a może najważniejszy jest dla ciebie moment poznania nowych znajomych, paczki, z którą masz przecież spędzić „najlepszy okres swojego życia”? Dobra, studia to rzeczywiście fantastyczny czas, ale jeśli jest się zupełnie zielonym w temacie, to nawał nowości może przytłoczyć. Na studiach nikt nie poprowadzi cię za rękę, nie zadzwoni do rodziców, nie wstawi uwagi za spóźnienie. Nie chcesz – nie studiujesz. Chcesz – przykładasz się. Studia różnią się od poprzednich etapów edukacji o tyle, że uczysz się dla siebie, nie dla przejścia z dobrą oceną do kolejnej klasy czy szkoły, dlatego w twoim interesie jest porządne zorientowanie się w temacie przed przekroczeniem progu uczelni! Zatem – jako weteranka z doświadczeniami z dwóch różnych uczelni, przychodzę z pomocą i serią praktycznych porad i pojęć w tym temacie.

OTO 10 (A NAWET WIĘCEJ) POJĘĆ, KTÓRE MUSISZ ZNAĆ, ZANIM PRZEKROCZYSZ PRÓG UCZELNI:

1.    Plan zajęć 
Dobra, to niby śmieszne, że trzeba to wyjaśniać, ale oducz się szybko wyrażenia „plan lekcji”, bo starsi studenci będą bezlitośni. Słowo – ostatnio na grupie facebookowej mojego kierunku post, w którym pierwszak pytał o „plan lekcji” stał się memem. Umieszczam to w słowniczku też dlatego, żeby zwrócić uwagę na fakt, że na różnych kierunkach kwestia planu zajęć wygląda trochę inaczej. Na mniejszych, np. takich, na których studiuje 40 osób, plan jest narzucony z góry. Na wielkich, kilkusetosobowych takich jak prawo, studenci sami wybierają zajęcia, na które chcą chodzić. Wiąże się to zwykle z nerwami w chwili zapisów przez internet, bo „kto pierwszy ten lepszy”, lub – jak w przypadku mojego drugiego kierunku – studenci martwią się, czy mają wystarczająco dużą liczbę punktów rekrutacyjnych, a potem średnią, żeby zapisać się do danego prowadzącego. Zdarza się też, że studenci dużych kierunków np. medycznych podzieleni są na tzw. grupy dziekańskie, które działają jak klasy w liceum. KONIECZNIE ZORIENTUJ SIĘ, JAK WYGLĄDA KWESTIA PLANU ZAJĘĆ NA TWOIM KIERUNKU, żeby przypadkiem nie przegapić ewentualnych zapisów na zajęcia. 

2.    Wykłady, ćwiczenia, konwersatoria, lektoraty – czy to wszystko nie są po prostu „zajęcia”?! 
Otóż w swoim planie zajęć na studiach zobaczysz przynajmniej niektóre z wyżej wymienionych, tajemniczych słów. Wykłady to fascynująca forma spędzania czasu, w której siedzisz i słuchasz, co wykładowa ma do powiedzenia. Niektóre z nich są obowiązkowe, niektóre nie. Ćwiczenia to bardziej „zaktywizowana” forma zajęć z tego samego przedmiotu, z którego odbywa się wykład, na której oczekuje się od studentów wyrażania opinii, czasami są jakieś odpytki, a czasami wyglądają tak samo jak wykład, tylko są w mniejszych grupach. Oczywiście tu też dużo zależy od kierunku, na niektórych mogą mieć postać bardzo praktycznych warsztatów, laboratoriów… Zaliczenie ćwiczeń jest konieczne, żeby podejść do egzaminu. Konwersatoria zazwyczaj ma się na późniejszych latach studiów i polegają one na tym, że regularnie spotykacie się i rozmawiacie, omawiacie zadane do przeczytania teksty (uwaga, na studiach nie będzie to „strona piętnasta i szesnasta z podręcznika” tylko raczej jakiś dłuższy artykuł naukowy albo kilkudziesięciostronny rozdział z książki). Lektoraty są to z kolei po prostu języki obce. Nie na wszystkich kierunkach są obowiązkowe, co do zasady istnieje możliwość swobodnego wskazania, jakiego języka chcesz się uczyć. Oprócz tych form większość z nas ma do zaliczenia jeszcze WF, na który zapisujesz się w zależności od tego, jaka dyscyplina cię interesuje, a oprócz typowych jak siatkówka i koszykówka, możecie wybrać jeszcze zajęcia typu pilates czy aqua bodyshape. Może już w tym miejscu dodam, że na studiach zazwyczaj ma się 1-3 nieobecności do wykorzystania na zajęciach. Kolejne trzeba odrabiać z inną grupą, ustnie na dyżurze, albo przynieść zwolnienie lekarskie (choć nie wszystkich prowadzących ono interesuje).

3.    Rektor, dziekan, Jego Magnificencja, katedra, profesor – co to za pretensjonalne nazwy?
Zaczynając od podstaw: uczelnia to wielka instytucja o budowie w pewien sposób hierarchicznej, na której czele stoi rektor, najważniejsza osoba, zazwyczaj o dużym dorobku naukowym. Król uczelni i najwyższa instancja, z którą student ma do czynienia w przypadkach totalnie skrajnych. Jeśli nie będziecie mieli z nim zajęć i nie będziecie chodzić na uczelniane uroczystości, to prawdopodobnie nigdy go nie spotkacie. Po nim najważniejsi są prorektorzy, czyli też bardzo ważne postacie, którym przynależą określone sprawy, np. kwestie współpracy między uczelniami, czy sprawy studenckie, jeśli mowa o prorektorze do spraw studenckich. Ten ostatni rozpatruje odwołania studentów, jeśli ich problemy nie zostaną rozwiązane na niższych szczeblach. Uczelnia, co do zasady, czy to politechnika, czy uniwersytet, dzieli się na wydziały, które organizują studia na różnych kierunkach z podobnego obszaru, np. wydział orientalistyki, na którym dostępne są kierunki jak arabistyka, wydział nauk społecznych z politologią, socjologią itp. Znany mi z bliska wyjątek od tej zasady, SGH, nie ma wydziałów w ogóle i radzi sobie z organizacją nieco inaczej, ale większość uczelni funkcjonuje w sposób, który tu opisuję. Wydziały są zarządzane przez dziekanów, a obok nich działają prodziekani – analogicznie do prorektorów, ale zajmują się sprawami dotyczącymi tylko swojego wydziału, a prodziekan ds. studenckich, sprawami studentów danego wydziału. To do niego kieruje się wszystkie podania dotyczące np. zmiany grupy zajęciowej itp. Wydział z kolei dzieli na instytuty, a instytuty na katedry, choć nie zawsze występują wszystkie te szczeble. W każdym razie, to w tych jednostkach pracują wykładowcy i inni pracownicy naukowi, w nich powstają różne zbiorowe prace naukowe, a co najważniejsze – programy i kryteria z konkretnych przedmiotów, które obowiązują studentów, np. katedra mikroekonomii ustala jak wygląda egzamin z tego przedmiotu.
W tym miejscu warto od razu zawrzeć bardzo przydatną wiedzę – JAK ZWRACAĆ SIĘ DO PROWADZĄCYCH?  
Otóż, zanim wyruszycie na zajęcia, warto zorientować się, jaki stopień naukowy posiada prowadzący. Zaczynając od najniższych:
Magister – taki tytuł nosi osoba, która pracuje na uczelni w charakterze pomocniczym, czyli asystenta czy ćwiczeniowca. Jest to ktoś, kto jest w trakcie pisania doktoratu. Zwykle mówi się do niego po prostu „proszę pana/ proszę pani”, bo „panie magistrze” brzmi trochę dziwnie i kojarzy się ze staruszkami w aptece. Tak samo lepiej zacząć maila „Szanowny Panie” zamiast „Szanowny Panie Magistrze”. Gość jest w trakcie robienia doktoratu, a to już trochę większy wysiłek niż pierwszy lepszy magister, więc nie przypominajmy mu, że tylko taki tytuł na razie posiada 😉
Doktor – zawsze per „panie doktorze/pani doktor”! (uwaga, pamiętajcie, że nie ma kropki po skrócie dr!)
Doktor habilitowany (dr hab.) – osoba z poważniejszym dorobkiem naukowym po tzw. habilitacji. Mówimy mimo wszystko „panie profesorze/pani profesor” ZAWSZE, bo uznajemy, że tak blisko im już do profesury, że można już im to już przynajmniej grzecznościowo przyznać. Powiedzenie "doktorze habilitowany" stanowi spore faux pas. 
Profesor – tu chyba sprawa jest jasna.
Do rektora, poza przemówieniami i uroczystościami (gdy używamy zwrotu Wasza Magnificencjo) zwracamy się po prostu "panie rektorze/pani rektor", a w korespondencji "Wielce Szanowny Panie Rektorze". 
Do prorektora - "panie rektorze/pani rektor", w korespondencji "Szanowny Panie Rektorze/Szanowna Pani Rektor"
Do dziekana i prodziekana - "panie dziekanie/pani dziekan", ale można też tytułem naukowym np. "panie profesorze". W korespondencji, zależy czy piszemy ze sprawą, która dotyczy tej funkcji, czy np. mamy zajęcia i piszemy w sprawie jakiejś oceny. W pierwszym przypadku napiszemy "szanowny panie dziekanie", a w drugim "szanowny panie doktorze/profesorze".

4.    Dziekanat 
Najpewniej jeśli jesteś już po rekrutacji, to zdarzyła ci się już okazja do odwiedzin w dziekanacie. Działa jak sekretariat w szkole, z tą różnicą, że jest owiany legendą o nieuprzejmych paniach w okienkach, które z wielką pretensją patrzą na ciebie i sprawę, z którą przychodzisz i nie jest im spieszno do rozwiązania jej. Możecie kojarzyć facebookowy fanpage „kolejka do dziekanatu”, który powstał na cześć kultowego zjawiska występującego zwykle w okolicach 31. października i 31. marca, kiedy studenci masowo przybywają po naklejki na legitymację. W każdym razie, w dziekanacie (jeśli okażesz odpowiednie studenckie uniżenie, bezbronny uprzejmy uśmiech i odpowiednią determinację) załatwisz każdą sprawę, złożysz podanie o dopisanie do grupy zajęciowej, zgłosisz, że egzaminator źle wpisał ocenę itd.

5.    Sesja 
Może obiło ci się o uszy, że sesja to matura, którą zdajesz co pół roku. Jest w tym trochę prawdy, z tą różnicą, że od zaliczenia sesji prawdopodobnie twoja przyszłość nie zależy w takim stopniu jak od matury, dlatego raczej starasz się mniej.  Są trzy sesje – zimowa (w styczniu/lutym), letnia ( w czerwcu) i jesienna (tzw. kampania wrześniowa). Dwie pierwsze odbywają się po skończeniu semestru i zdaje się w nich egzaminy z przedmiotów, które mieliśmy w danym semestrze. Egzaminy obejmują cały materiał z wykładów i ćwiczeń, który jest streszczony w sylabusie (patrz niżej do słowniczka). Rzeczywiście materiał jest duży, ale tylko pierwsza sesja przyprawia o strach, później już wiadomo, czego się spodziewać. Niektórzy uczą się do niej cały semestr, niektórzy noc przed egzaminem, wszystko zależy od studenta, przedmiotu i formy egzaminu. Bywają ustne, bywają pisemne, na niektórych co rok są takie same pytania. Studenci często uczą się ze skryptów, czyli skondensowanej w kilkunastu/kilkudziesięciu stronach wiedzy, którą powinno się wynieść z literatury, której prawie nikt nie czyta. 
Zawsze przysługują ci dwa terminy egzaminu – jeśli dostaniesz 2 z pierwszego, idziesz na poprawkę. Jeśli nie pójdziesz w ogóle, bo się nie nauczysz i wolisz oszczędzić sobie nerwów – bez żadnych konsekwencji, bez wpisanej dwói, idziesz na drugi termin (ale w takim wypadku od drugiego już nie przysługuje ci możliwość poprawy). Wrzesień to drugi/poprawkowy termin dla sesji czerwcowej. W przypadku sesji zimowej różnie bywa, czasami poprawki są w marcu, jak na UW, czasami tydzień po normalnej sesji, jak na SGH. Warto sobie wziąć do serca hasło „bez spiny, są drugie terminy”, bo naprawdę warto z nich korzystać, jeśli czuje się, że się nie da rady.

6.    Sylabus 
To spis wymagań z danego przedmiotu, wykaz książek i artykułów, które należy przeczytać do egzaminu, ewentualnie z opisem jakichś umiejętności, które student ma zdobyć w ciągu semestru. Szczerze, zwykle zapchany dziesięcioma pozycjami, które wcale nie są konieczne i mają niewiele wspólnego z materiałem omawianym na zajęciach.

7.    Kolokwium
Taka studencka klasówka, zwykle odbywa się na ćwiczeniach, choć bywa na wykładach. Z reguły ma się jedno albo dwa kolokwia z danego przedmiotu, chociaż w tym roku miałam przedmiot, na którym „kolosy” zdawaliśmy co dwa tygodnie. Zwykle poprawia się je ustnie na dyżurach (konsultachach) ćwiczeniowców – odbywają się one co tydzień o tej samej godzinie. Jeśli masz w tym czasie inne zajęcia, to twój problem, musisz zrobić coś, żeby przyjść.

8.    Egzamin zerowy/zerówka
Egzamin, który odbywa się jeszcze przed sesją dla chętnych studentów i stanowi świetną możliwość, żeby ją odciążyć – odpowiednio zabierając się za sprawę można wcześniej zacząć wakacje. Zazwyczaj, żeby do niego przystąpić, trzeba spełnić jakieś wymagania, np. zaliczyć ćwiczenia na 4,5. Bywa, że jeśli nie zdasz zerówki, nadal możesz iść na egzamin w pierwszym terminie bez konsekwencji, ale w większości przypadków nie ma takiego przywileju i idziesz na własne ryzyko licząc się z tym, że jeśli nie zdążysz się nauczyć – zostaniesz z dwóją. Niezależnie od tego, zerówki są często łatwiejsze, a w przypadku egzaminów ustnych egzaminatorzy patrzą na studentów przychylniej, jako tych ambitnych (nie domyślając się, że po prostu planujecie szalony wyjazd życia w terminie właściwej sesji).

9.    ECTS
To była dla mnie enigma i nawet po rozpoczęciu studiów jeszcze jakiś czas nie ogarniałam co i jak. System ECTS to europejskie normy ustalone przez Komisję Europejską dotyczące organizacji i oceniania zajęć na uczelniach państw członkowskich, które mają zapewnić pewną jednolitość, a patrząc z bardziej praktycznej, studenckiej perspektywy – ułatwić uznawanie przedmiotów przy wyjeździe na Erazmusa. Najogólniej, każdy przedmiot zaliczany przez nas na studiach ma przypisaną pewną liczbę punktów. Im więcej punktów, tym – teoretycznie – większy nakład pracy i czasu studenta przy nauce, czyli im trudniejszy przedmiot, tym więcej jest warty. Najwyżej punktowany przedmiot, z jakim dotychczas się spotkałam na studiach, prawo cywilne, miał 13 ECTS, a np. różne szkolenia biblioteczne, bhp czy wf mogą liczyć 0,5 ECTS. Istnieją dwa systemy rozliczania punktów: roczny i semestralny. W systemie semestralnym, na każdym semestrze trzeba zaliczyć 30 ECTS. W rocznym, 60 w ciągu całego roku. Wydaje się że wychodzi na to samo? Ostatecznie niby tak, ale różnica widoczna jest w momencie, kiedy zajęcia narzucone przez uczelnię nie dają wam sumy 30 na semestr albo 60 na rok. W takim przypadku macie możliwość dobrania sobie jakichś zajęć samodzielnie. Przyjmijmy na przykład, że macie narzucone programowo zajęcia, które dają 26 punktów w semestrze zimowym i 28 w letnim. Jeśli ktoś ma rozliczenie semestralne, to będzie musiał wyrobić przedmiot lub przedmioty za min. 4 ECTS w semestrze zimowym i 2 ECTS w letnim (z tym, że jeśli wyrobi 6 ECTS w zimowym, to te dwa automatycznie przejdą na kolejny semestr). Natomiast osoba z rozliczeniem rocznym ma możliwość zostawienia sobie luźniejszego semestru zimowego i zrobienie wszystkich 6 punktów w semestrze letnim. Przez „zrobienie” mam na myśli ostateczne zaliczenie przedmiotu egzaminem czy jakąś inną przewidzianą formą, bo nawet jeśli przedmiot trwa cały rok, a egzamin jest w czerwcu, to punkty zostaną doliczone dopiero po semestrze letnim. 
Przez całe studia trzeba uzyskać określoną sumę ECTS, w zależności, ile trwają. Np. trzyletni licencjat liczy 180 punktów, a jednolite studia magisterskie trwające pięć lat – 300. Można mieć nadwyżkę, na przykład, jeśli zechcemy zapisać się na przedmiot, który bardzo nas interesuje, ale wiemy, że przekroczymy wtedy sumę 180 ECTS w momencie kończenia studiów licencjackich. Ostatecznie suma może być wyższa, jednak do pewnego maksimum, np. można przekroczyć podstawową sumę o 6 ECTS, a za kolejne trzeba płacić (swoją drogą długo toczyły się spory prawne, czy to w ogóle legalne, skoro studia w Polsce są bezpłatne na uczelniach publicznych). Zorientujcie się, jakie rozliczenie obowiązuje na waszym kierunku i jaki jest maksymalny limit ECTS, choć to drugie będzie was dotyczyć najpewniej dopiero za kilka lat. 

10.    Warunek, wpis warunkowy 
Na koniec pozostaje mniej przyjemny akcent. Może kojarzycie pojęcie warunkowe przejście do następnej klasy już z poprzednich etapów edukacji, niemniej warto tu podkreślić, że o ile w liceum rzadko spotykało się kogoś, kto doświadczył tego wątpliwie przyjemnego przywileju, to na studiach jest to sprawa powszechna, szczególnie z najtrudniejszych, najpoważniejszych przedmiotów. Sprawa jest prosta – nie zdacie przedmiotu w pierwszym ani drugim terminie – możecie złożyć podanie o warunek, czyli kontynuowanie kolejnego semestru, mimo niezaliczenia i nie osiągnięcia koniecznej sumy ECTS. Tutaj znowu – różnie bywa na różnych kierunkach i uczelniach. Na prawie spotkałam się (choć nie osobiście) z tym, że osoba, która zaliczyła ćwiczenia z przedmiotu na poprzednim semestrze, ale nie zaliczyła egzaminu, nie musi chodzić na ćwiczenia w semestrze, na którym odbywa warunek i przychodzi sobie tylko na egzamin. Znowu przysługują jej dwa terminy, a jeśli obu nie zda, to żegna się z przygodą ze studiami, ponieważ nie można mieć warunku z tego samego przedmiotu dwa razy. Na SGH z kolei sprawa wygląda tak, że nawet jeśli zaliczyło się ćwiczenia (jeśli oczywiście przedmiot takowe obejmował), a oblało się egzamin, to i tak trzeba było chodzić na nie jeszcze raz. Na niektórych uczelniach nie można mieć warunku z przedmiotu z pierwszego semestru – zorientujcie się w swoich zasadach studiowania zanim postanowicie dwukrotnie zawalić sprawę.

Może się wydawać, że wpis wyszedł przydługi i na co komu tyle czytania, ale wierzcie – skorzystacie z tej wiedzy na temat pojęć, które stanowią pakiet startowy, jeśli chcielibyście dalej czytać o studiach i studiowaniu i pozwalają nieco lepiej wczuć się w klimat tych wspaniałych kilku lat. Na pewno nie jest to wszystko, co należy wiedzieć przed wyruszeniem w uczelnianą przygodę, dlatego w kolejnych częściach przedstawię już bardziej praktyczne porady, jak dobrze zacząć towarzysko i naukowo, co powinniście obowiązkowo zrobić przed październikiem, podzielę się przydatnymi trickami i obalę mity, które być może siedzą wam teraz w głowach!
Jeśli macie jakieś sugestie czy pytania – komentujcie!

 

7 lubi to
1
290
1 komentarzy

x12321x
0

przydatne :)

odpowiedz

x12321x
0

przydatne :)

odpowiedz

Wyróżnione wpisy

Lifestyle

ddob
youtube

Moda