List do redakcji: Chorowałam na anoreksję, dziewczyny, ogarnijcie się!
21.09.2017

List do redakcji: Chorowałam na anoreksję, dziewczyny, ogarnijcie się!

Cześć, piszę do Was ten list, bo wiem jak wiele jest tu młodych dziewczyn. Opowiem Wam moją historię, może komuś da do myślenia.

Gdy miałam 12 lat i skończyłam 6-tą klasę podstawówki zaczęłam rosnąć i tyć. Zawsze byłam wysoka, więc tym bardziej nie podobała mi się ta zmiana. Co gorsza, biodra robiły się szerokie, a biust większy. Byłam przerażona. Nigdy nie byłam chudzielcem, bo całe życie kochałam słodycze i byłam okrągła, a tu jeszcze zaczęłam tyć? Jak poszłam do gimnazjum zaczęło się moje małe piekło. Wyraźnie odstawałam wyglądem od rówieśniczek, byłam bardziej kobieca i gruba. Tak się czułam. Koledzy zaczęli mnie wyśmiewać i komentować mój wygląd, koleżanki miały mnie gdzieś. Nie pokazywałam smutku, dopiero po powrocie do domu płakałam w samotności i pocieszałam się dużymi ilościami słodyczy i fastfoodów. Oczywiście nic nie mówiłam rodzicom, oni mieli wszystko gdzieś. Mama nadal gotowała te tłuste obiadki i donosiła mi tylko kolejne smakołyki. Próbowałam wszystkich możliwych diet cud. Nic nie przyniosło efektu. Po każdej nieudanej diecie pochłaniałam jeszcze więcej jedzenia, kilogramy szybko przybywały. 

Wszystko zaczęło się zmieniać z niespodziewanej przyczyny. Pewnego dnia zatrułam się czymś, wymiotowałam, miałam biegunkę, nie mogłam nic przełknąć przez ponad tydzień. Mimo podłego samopoczucia - skutkiem ubocznym choroby była utrata 5 kilogramów! Spodnie stały się luźniejsze, w szkole dziewczyny zauważyły zmianę. Dało mi to ogromnego kopa! Wiedziałam, że to jest metoda! Skoro tyle wytrzymałam bez jedzenia, to dam radę jeszcze dłużej. Czułam się świetnie choć trochę szczuplejsza. I od tego się zaczęło. 

Na początku jadłam tylko śniadania. Oszukiwałam rodziców, że drugie śniadanie i obiad jem w szkole. Że ćwiczę więcej. Na początku byli zadowoleni, że wyglądam dobrze. 

Schudłam 10 kilo, byłam wniebowzięta. Chłopcy zaczęli się mną interesować, dziewczyny zaczęły się ze mną kumplować. Kupowałam fajne ciuchy. Ale ciągle było mi mało. Odtąd zmniejszyłam jeszcze bardziej dawkę dziennych kalorii. Jadłam kromkę chleba dziennie, zaczęłam biegać. Liczyłam każdą jedną kalorię - co do okruszka. Podobało mi się moje nowe życie, w ogóle nie czułam potrzeby jeść. 

Minęły kolejne tygodnie, a ja schudłam jeszcze więcej. Nie miałam już w sobie tej siły, energii, radości, wyglądałam jak zombie, ciuchy na mnie wisiały, koleżanki zaczęły się ode mnie odwracać... Uciekłam wtedy w wirtualny świat, poznałam tam dziewczyny takie jak ja, razem wspierałyśmy się w walce z głodem i zmartwionymi rodzicami. Nic się dla mnie nie liczyło, tylko to, żeby utrzymać obecną wagę, a najlepiej schudnąć jeszcze więcej. Miałam gdzieś rodziców i zapłakaną matkę. Ważyłam wtedy 43 kilo przy wzroście 172. Patrząc w lustro widziałam, że mam nadal grube uda, brzydziłam się nimi. Katowałam się godzinami ćwiczeń. Nie jadłam nic. Co było dalej?

Pewnego dnia - wracając z wieczornego treningu straciłam przytomność. Znam to tylko z opowieści, nie pamiętam nic. Obudziłam się w szpitalu podłączona do aparatury, a nade mną stała zapłakana mama. Czułam się potwornie, nie miałam siły podnieść ręki, nie mogłam wstawać z łóżka. Lekarz powiedział, że walczę o życie. Byłam odwodniona, niedożywiona, moje nerki zaczęły wysiadać. Dostałam serię zastrzyków, karmili mnie przez sondę. To był największy koszmar w moim życiu. Nie powiedzieli mi tego od razu - ale to było ratowanie życia. TAK! Byłam na granicy śmierci. Ja - dziewczyna w wieku 15 lat! W tamtym momencie ważyłam 38 kilo.

Później wszystko było już inaczej. W szpitalu nabrałam sił, żeby móc chodzić o własnych siłach, lekarze wysłali mnie na terapię. Spędziłam w ośrodku prawie dwa miesiące. One też były okropnym przeżyciem. Nie będę opowiadać szczegółów, ale psychika jest bardzo silna i musiałam się napracować, żeby zacząć normalnie jeść. To były najtrudniejsze chwile mojego życia. Zawaliłam rok szkoły, straciłam wszystkich znajomych. 

Jednak odbudowałam dzięki temu relację z rodziną, która wspierała mnie z całych sił, terapie wzmocniły efekt i po paru miesiącach było prawie OK. Nie przytyłam do dawnej wagi. Nauczyłam się rozsądku. Nie jestem chudzielcem, ale mam zdrowe i zgrabne ciało, powoli wszystko wróciło do normy, czuję się prawie zdrowa, jem racjonalnie, ćwiczę! Rodzice już nie gotują tuczących obiadków, cała rodzina dostała nauczkę, odżywiają się dużo lepiej. Dzięki terapii mam lepszą samoocenę. To był cud. Miałam niesamowite szczęście, że przeżyłam. Jednej z dziewczyn z naszego forum się to nie udało….

Dziś patrzę na to wszystko z dystansem, jest niby dobrze, ale przez tą chorobę prawdopodobnie nigdy nie będę mogła mieć dzieci. 

 

Piszę to tutaj, żeby chociaż jedna osoba, która to przeczyta zrozumiała. Głodzenie to najgorsze, co można zrobić. Jest milion zdrowych sposobów. Dziewczyny, błagam miejcie rozum, ogarnijcie się i nauczcie, że anoreksja to droga do ŚMIERCI.

 

Dziękuję za uwagę,

Kasia 

  • udostępnij
0 komentarzy

Wyróżnione wpisy

Lifestyle

ddob
youtube

MATKA VS CÓRKA - MASZ SZLABAN | Światopoblond
DDOB

Moda